Odnaleziony skarb w Bożkowie tuż po II wojnie światowej.
Bożkowski pałac do dzisiaj zachwyca swoją wspaniałością, pomimo że nie mieszka w nim już rodzina hrabiowska ani nie ma już skarbów. Dziś najpiękniejsze pomieszczenia w pałacu stoją puste. Kiedyś tętniło tam życie, odbywały się wielkie wspaniałe bale, uroczystości albo polityczne i wojenne narady. Odbywające się tu kilkudniowe polowania, z udziałem od 50 do 60 myśliwych, cieszyły się ogromnym powodzeniem. Na uroczystości, w tym chrzciny, zapraszano bogatych i wpływowych arystokratów, a nawet królów.

Bożków z lat 30-tych.
Wybuch II wojny światowej nieodwracalnie zmienił życie dawnych mieszkańców pałacu jak i miejscowości. Ostatni przedstawiciele rodu, między innymi Bienka von Magnis, zostają wypędzeni w lutym 1946 roku, a pałac w tym czasie w składnicę muzealną zmieniono, a w dawnym folwarku, wzniesionego w 1816 roku, który znajdował się obok pałacu, utworzono Państwowy Instytut Gospodarstwa Wiejskiego.

komentarz o znaleziskach w Bożkowie.
Kilka lat później, pod koniec lat 40-tych, kiedy już prawie wszyscy zapomnieli o wielkim rodzie von Magnusów, wydarzyła się niespodziewana historia odnalezienia skarbu. Jedna ze świadków tamtego zdarzeniajest mała, już bardzo zbrązowiała, książeczka autorstwa Józefa Szczypki pod tytułem „Dwa tysiące z hakiem”: „Pewien chłop zabużański” zmęczony pracą w gospodarstwie „popił raz tego, z sił opadł i przy przypałacowym parku usnął”. Nieopodal oranżerii, na trawie spał sobie nasz bohater. „Budzi się w końcu. Wieczór, szaróweczka. Wokoło drzewa, klombiki, ścieżynki, schodki. Zielono romantycznie cicho Tylko ptaszki, fir – fir. Nie chciało mu się wstawać, więc jeszcze leżał, wypoczywał, patrzył. Idzie Niemiec. Kacper niejaki, grafi kamerdyner, nie wysiedlony jakoś staruszek ( miał ok 70 lat). Idzie, jakby się czegoś obawiał, jakby się przed czymś strzegł. Ogląda się, nasłuchuje. Więc chłop wciska mocniej w trawę, śledzi go, wstrzymuje dech. A Kacper do magnackiej pływalni. A Kacper coś tam majstruje. Co? Zagadkę trzeba rozwiązać prosto. Poszedł chłop w nocy z dwoma innymi, wziął łomy i rydle, kopali, znaleźli. Pod betonowym dnem ukryte były paki, sześc razem podobno: srebro, złoto, puchary, kolie, cuda! Przyjechali wozem, wywieźli, dokonali podziału, a wkrótce milicja otrzymała cynk, iż został skradziony skarbiec Magnusów. Zdaje się Kacper o tym doniósł”

Zespół ogrodowo - pałacowy w Bożkowie.

Budynek w parku przy którym odnaleziono bożkowski skarb.
Po trzech dniach MO aresztuje naszych przestępców. Zostali złapani dzięki ich żonom, gdyż kobiety następnego dnia przyszły z ubraną biżuterią do sklepu i się chwaliły że już nie muszą ich mężowie pracować . Gdzie indziej dzieciaki bawiące się w parku znalazły łańcuszki leżące na drodze. Kiedy MO poszło do domów złoczyńców, w zagrodzie jednego z nich kokoszki dziobały pszenicę ze srebrnej misy. Złoczyńców zamknięto na sześć miesięcy.

Pismo dotyczące znalezisku w Bożkowie.
Kacper to tak naprawdę Johann Kacper. Był Czechem zawsze elegancko ubranym. Początkowo zatrudniony u hrabiego von Magnisa jako kierowca ale w 1932 roku z powodu choroby przebranżowiono go na kierownika administracji pałacu. Odpowiedzialny był wtedy za odbieranie poczty, operacje kurierskie, wynagrodzenia płacowe obsługi, a także obsługę centrali telefonicznej. U Magnusów pracował ponad 40 lat. Po wojnie został w Bożkowie wraz ze swoją żoną i synem. Syn zatrudniony był w składnicy jako kierowca, jeździł jedynym samochodem w Bożkowie opalanym drewnem. Sam Kacper został zatrudniony w gospodarstwie przy centrali telefonicznej oraz w składnicy muzealnej (ze względu na bardzo dobrą znajomość dzieł sztuk znajdujących się m w pałacu). W 1949 na dwa lata ląduje w Żelaźnie by tam dalej pracować z Jerzym Deryngiem w tamtejszej składnicy muzealnej. Kacper miał czeski zabawny akcent co rozbawiało wielu rozmówców dzwoniących do gospodarstwa. Jego słynne zdanie „już łączę, proszę czekać” wielu pamięta do dziś. Kacper nigdy nie opuścił Bożkowa, został pochowany w 1964 roku wraz z małżonką na cmentarzu komunalnym w Bożkowie . Ministerstwo Kultury i Sztuki uważało go za powiernika ukrycia cennych przedmiotów. Uważano że Kacper posiadał wiedzę dotyczące ukrytych osiemnastu skrzyń na terenie parku. Prawdopodobnie młody hrabia, będąc ostatni raz w Bożkowie przed wyjazdem do Born i wiedząc że wojska radzieckie są już blisko, przywołał paru zaufanych jemu ludzi, odebrał od nich przysięgę i przekazał miejsca ukrycia skrzyń.

Zdjęcie przedawniające mężczyzn przed pałacem w Bożkowie. Pośrodku prawdopodobnie stoi Johann Kacper.
Drugą osobą, według Ministerstwa Kultury i Sztuki, która wiedziała o ukryciu skrzyń był Richard Plumicke. Był on już starszą osobą. Zatrudniony został w 1932 roku jako pałacowy historyk i archiwista. Był autorem wielu publikacji dotyczących pochodzenia rodziny von Magnis. Według ministerstwa był pełnomocnikiem konserwatora niemieckiej prowincji śląskiej – G. Grudmanna. Po wojnie został zatrudniony w gospodarstwie jako rachmistrz obliczający dniówki pracowników. Jedyny z Niemców, który w Bożkowie, biegle mówił w języku polskim. Po godzinach pracy dawał korepetycje z matematyki polskim uczniom. Mieszkał w jednym z domów naprzeciwko gospodarstwa. Zmarł na początku lat 50-tych i został pochowany na cmentarzu koło kościoła w Bożkowie. Tylko nieliczni przyszli na jego pogrzeb.

Publikacja autorstwa Richarda Plumicka w jednych z lokalnych gazet.
Przed kapitulacją Niemcy w miesiącach marzec -kwiecień przeprowadzili prace ukrycia skrzyń na terenie parku i jego okolicach. Właścicielka pałacu ukryła część swego cenniejszego mienia w tym biżuterię, dobra kościelne i porcelanę artystyczną. Jedyny ślad, jaki pozostał do tej pory po tym skarbie stanowił spis zawartości tych skrzyń, który to odnaleziono w pałacu (do dzisiejszego dnia nie uzyskałem kopi spisu zawartości skrzyń). Całą sprawą kontrolował ówczesny konserwator wojewódzki zabytków– p. Guttlerem.

Zdjęcie ukazujące misę wraz z czerpakiem. Zdjęcie pochodzi z niemieckiego Herder Institut.
Znaleziona misa oraz 160 monet i żetonów srebrnych, które były uzupełnieniem do brakujących otworów w misie trafiła do Muzeum Narodowego w Warszawie dnia 7 października 1949 roku. Dzięki przeprowadzonej rozmowie z Panią Barbarą Idzikowską oraz jej publikacji „ Wysadzana monetami i medalami misa chrzcielna rodu von Magnis z Eckersdorf (Bożków)” wiem, że była to zdekompletowana „misa srebrna, o długości 86 cm, szerokości 67 cm i wysokości 13 cm”, pozbawiona wszystkich złotych i srebrnych numizmatów. Po rekonstrukcji misę zdobi 311 różnego rodzaju monet i medali, 148 z nich wybito w srebrze, a 163 w złocie. Wśród monet najstarszą była goldgulden Frankfurt z tytułem królewskim Zygmunta Luksemburczyka z lat 1418 – 1429. Na „krawędzi kołnierza umieszczona zastała inskrypcja zawierająca dwie sentencje pismem gotyckim, datę i nazwiska pary małżonków”: „Alexander von Magnis hrabia Rzeszy – Błogosławieństwo rodziców dzieciom domy buduje” oraz „Louise hrabina von Magnis z domu hrabina von Goetzen 1817, Powinieneś czcić swego ojca i matkę, żeby ci się dobrze powodziło i żebyś długo żył na ziemi”. Na ażurowej obręczy podstawy naczynia znajdziemy jeszcze jeden ryty z napisem identyfikującą wytwórcy, miejscem powstania oraz datę – „Wykonana w Wiedniu, 1821, przez Aloysa Smitha i Dominica Storr .


Misa chrzcielna rodu von Magnis przed i po rekonstrukcji. Fotografia z publikacji Barbary Idzikowskiej.
Jaką spełniała funkcję i gdzie gdzie przechowywano w pałacu? Odpowiedź na te pytanie możemy znaleźć w artykule zamieszczonym w 1914 roku w miesięczniku „Die Grafschaft Glatz”: „(tu w wolnym tłumaczeniu)… A teraz uprzejmy kapelan pałacowy otwiera dębową skrzynię (szafę) i wyjmuje z niej trzy drogocenne przedmioty, które trzyma pod swoją wyjątkowo troskliwą opieką. …. dalej z kutego srebra drogocenne przybory chrzcielne, dzbanek i talerz. Są one zewsząd wysadzane starymi sztukami złota i srebra, dukatami i talerzami- sam tylko talerz może mieć ich więcej niż trzysta – te wartościowe rzeczy są w rodzinie w wielkim poszanowaniu, jako że od 1821 roku nie zabrakło ich przy żadnym Magnisowym chrzcie” Na rok 1939 misa była wyceniona na 5000 marek. Religijne przeznaczenie naczynia potwierdzają liczne monety i medale z przedstawieniem scen, symboli i postaci religijnymi: „Madonny z Dzieciątkiem, świętych patronów, apostołów i męczenników, scen ilustrujących przypowieści ze Starego i Nowego Testamentu.

Pałacowa kaplica w której znajdowała się skrzynia z misą chrzcielną.
Ostatnią osoba ochrzczoną tym naczyniem był Antonius von Magnis w 1943 roku, świadczą o tym listy hrabiny Josephy Freifrau von Loe, urodzonej w 1937 roku w Bo żkowie, córki ostatniego właściciela do B. Idzikowskiej : "Mimo to kontaktując się z jedyną osobą pamiętającą Eckersdorf, od razu przypomniała sobie srebrną chrzcielnicę użytą przy chrzcie mojego najmłodszego brata w 1943 roku. Opowiedziała mi o tej wyjątkowej pięknej misce i dzbanku i wspomniała że był używany do wszystkich chrztów w rodzinie i tylko do chrztu. Nigdy nie był używany jako element dekoracyjny w domu. […] Nie sądzę, aby potrzebny był dalszy dowód niż wypowiedź tej osoby, Ruth Lachenmair, naszej starej pielęgniarki, która była obecna na ostatnim chrzcie Magnisa na Śląsku."

Jednym z eksponatów, które zostało wywiezione do Muzeum Narodowego w Warszawie była chrzcielnica odnaleziona w 1947 roku w Bożkowie.
Pytanie teraz mi się nasuwa: co z pozostałymi skrzyniami ? Prawdopodobnie cześć skrzyń odnaleziono w 1945 roku w miejscu gdzie stoi były internat. Ktoś mi mówił, że były mieszkaniec wyjechał po cichu nikomu nic nie mówiąc w głąb Polski. Natomiast w miejscu gdzie stał zespół oranżerii dziś stoi jedna z najlepszych szkół rolniczych w tym regionie, a pomagali w jej budowie studenci z moskiewskiej uczelni.

Miejsce pochówku Johanna Kacpra wraz (prawdopodobnie) z żoną. Ktoś mylnie napisał na ramieniu krzyża Richard Plumicke.
Bo każdy dzień jest częścią Historii !
Krzysztof Kręgielewski
P.S.
Artykuł został przedrukowany z mojej strony
na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."
Uwaga
Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment domu, którego już nie ma? Zdjęcie ogródka przydomowego, gdzie rosło drzewo, które zostało wycięte dawno temu? A może dziadka w kapeluszu, babcię na ławce albo dzieci biegające przy pomniku? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już bezcenny okruch historii.
Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na stryszkach czy szafach dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.
Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.
Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.