Nieudana ucieczka

Może to nie była największa w historii II wojny światowej ucieczka angielskich jeńców wojennych z obozu. Na dodatek ucieczka ta zakończyła się niepowodzeniem. Doszło do niej w połowie sierpnia 1941 roku w niewielkim oddziale roboczym Arbeitskommando w Słupcu, któremu nadano oznaczenie E198. Przez okno baraku uciekło piciu więźniów. Większość złapano tego samego dnia. Uważam jednak, że warta jest opowiedzenia.

1 września wybuchła II wojna światowa. Następstwem wybuchu                    dla mieszkańców Słupca i innych mniejszych czy większych miast na Dolnym Śląsku była powszechna mobilizacja. Produkcja na cele cywilne zmniejszała się wraz rosnącym zapotrzebowanie przemysłu wojennego. Tak jak podczas   I wojny światowej Słupiec był zapleczem wojennym, dostarczającym żywność, gabro, węgiel i rekrutów. Łącznie z terenu noworudzkiego zmobilizowano 7 tysięcy mężczyzn, w tym także ze Słupca, a wśród nich   duży odsetek stanowili górnicy z kopalni Johann - Baptista. Kopalnia ta należała od 1898 roku do przedsiębiorstwa górniczego o nazwie Neuroder Kohlen – und Thonwerke. W 1939 roku w skład tego przedsiębiorstwa wchodziły następujące zakłady: Ruben (kopalnia w Drogosławiu), Johann- Baptista (kopalnia w Słupcu), Rudolph (kopalnia w Przygórzu)                      oraz Barbarahutte ( huta w Przygórzu).

Wobec braku wykwalifikowanej siły roboczej oraz zwiększających się zapotrzebowań na węgiel 1 października 1940 roku przedsiębiorstwo zatrudniło 200 jeńców wojennych, wśród których byli Anglicy, Francuzi             i Belgowie. Arthur Evans (nr obozowy 1624), Robert Molls (nr obozowy 4858), McMillan, McLeish, Victor Unsworth czy Wilfred (Bill) J. Jones (nr obozowy 9969) to tylko nieliczni angielscy jeńcy wojenni, którzy znaleźli się w tym obozie roboczym. Przybyli oni z obozu przejściowego (Stalagu VIII b)                z Łambinowic. Obóz E198 był położony pośród pól, w pobliżu kopalni węgla kamiennego Johann – Baptista, z dala od cywilnych zabudowań. Więźniowi mieli pracować dla tej kopalni oraz oddalonej od niej o jakieś 5 kilometrów kopalni gabra.

Jeńców wojennych zakwaterowano w dwóch barakach, które znajdowały się pomiędzy Konsumstrasse a Glatzerstasse (dzisiejsze nazwy to: Spacerowa      i Kłodzka). Blisko baraków znajdowała się kuchnia zakładowa. Więźniowie spali na dwupoziomowych pryczach stojących w dwóch rzędach,                która każda była wyposażona w siennik, wypełniony słomą lub wiórami           z drewna, oraz dwa koce. Teren obozu był otoczony drewnianym płotem.     Na terenie znajdowała się jeszcze niewielka przestrzeń otwarta, gdzie można było spacerować. Grupa brytyjskich jeńców wojennych, która trafiła do Słupca, była bardzo zróżnicowana pod względem wieku, stopnia wojskowego oraz rodzaju służb.

W obozie panowała żelazna dyscyplina - kwatery były dokładnie przeszukiwane raz lub dwa razy w tygodniu. Obozem zarządzał oficer Wermachtu, który miał do dyspozycji 6 strażników. Więźniowie byli podzieleni na dwie zmiany- ranną i południową, które wymieniały się porami co tydzień. Nie pracowali w grupach, każdy z nich był przydzielony do grup poszczególnych niemieckich górników. Więźniowie, którzy pracowali              w kopalni gabra, wychodzili z obozu wcześnie rano w asyście dwóch strażników.

Ucieczka z obozu jenieckiego była traktowana jako obowiązek każdego żołnierza obojętnie jaki miał stopień wojskowy. Dlaczego? Każda, nawet najmniejsza próba ucieczki z obozu była formą walki z wrogiem, miniaturową akcją dywersyjną, operacją wojskową. Tak też było z Arturem Evans                  i Robertem Molls, którzy to przebywali w obozie roboczym w Słupcu. Planowali oni ucieczkę wraz trzema innymi współwięźniami: McMillanem, McLeishem i Viktorem Unsworth. Przebywający w niewoli żołnierze               po dniówce w kopalni wypełniali sobie czas snuciem planów ucieczki podczas gry w karty. Założyli, że po opuszczeniu obozu, podzieleni na dwuosobowe grupki lub pojedynczo, będą kierować się na wschód w stronę Czechosłowacji. Przygotowywali się do ucieczki przez trzy dni, robiąc zapasy jedzenia, wymieniając odzież na cywilną u innych jeńców oraz pieniądze, zaplanowali miejsce, przez które mieli wydostać z obozu. Jeden                         z uciekinierów, Robert Moils, po schwytaniu tak relacjonował w swoim zeznaniu ucieczkę: „na zakwaterowanie i wyżywienie w obozie nie możemy się skarżyć” ale ucieczka była obowiązkiem. Zaplanowano ją na niedzielę      17 sierpnia, około godziny 7 rano po wcześniejszym obchodzie strażników. „Wydostaliśmy się przez okno naszej kwatery na zewnątrz.” Później podzieli się mniejsze grupki. Artur Evans i Robert Molls skierowali się w stronę najbliższego lasu. Tam przez cały dzień się ukrywali, jedząc przygotowane wcześniej racje i czekając na kompanów. Pozostali uciekinierzy mieli pójść       za nimi, ale zaraz ich złapano. Po opuszczeniu kryjówki udali się na wschód. Ich celem było przedostanie się do Szwajcarii lub do innego neutralnego kraju, wykorzystując pomoc Czerwonego Krzyża. W końcu dotarli w okolice Lądka Zdrój. Tutaj nie mając mapy i nie orientując się w dokładnej lokalizacji popełnili poważny błąd. Podczas poszukiwania schronienia spotkali tamtejszych mieszkańców by zapytać się o dalszą drogę, ci zaś szybko powiadomili burmistrza miasta. W niedzielę 24 sierpnia, wieczorem około godziny 21, zostali aresztowani i przewiezieni do obozu roboczego E198        w Słupcu. W konwencji haskiej (art. 8 IV konwencji haskiej z 1907 roku) zapisano: „Jeńcy zbiegli, którzy byliby ujęci, zanim zdołali połączyć się ze swą armią, albo zanim zdołali opuścić terytorium zajęte przez armię,               która ich wzięła do niewoli, podlegają karom dyscyplinarnym. Jeńcy wojenni,  którzy po udanej ucieczce znowu dostaną się do niewoli, nie podlegają żadnej karze za poprzednią ucieczkę”. Prawo międzynarodowe nie określało jednak wysokości kar dyscyplinarnych i w praktyce stosowanej podczas          II wojny światowej ucieczka z obozu jenieckiego była karana przeważnie aresztem obozowym. Po dwóch dniach zostali przewiezieni do Łambinowic czekając na proces.

Na początku sierpnia 1942 wszyscy angielscy jeńcy wojenni zostali wycofani  z noworudzkich kopalń, w tym z obozu roboczego w Słupcu. Stwierdzono      u nich małą efektywność pracy pod ziemią. Ich miejsce zastąpili jeńcy rosyjscy. Przybyło ich początkowo 224 i zostali zakwaterowani w budynku     po dawnej hucie szkła. Według relacji Jozefa Fischera, który pracował             w kopalni w okresie działania obozu, zginęło w Słupcu 2 jeńców: Francuz        i Rosjanin. Zginęli podczas prac na dole kopalni.

W artykule wykorzystana została dokumentacja archiwalna Centralnego Muzeum Jeńców w Opolu, akta z Archiwum Państwowego we Wrocławiu oddział Kamieniec Ząbkowicki: Urząd Górniczy w Wałbrzychu,                      oraz akta z przesłuchania Jozefa Fischera przechowywana w Archiwum IPN.

„ Bo każdy dzień jest częścią historii”

Krzysztof Kręgielewski

 

P.S. Artykuł został przedrukowany z mojej strony

na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."

Zdjęcie ukazujące kopalnię węgla kamiennego w Słupcu zrobione             w 1933 r.

Fotografia ukazująca kopalnię węgla kamiennego w Słupcu. Zdjęcie zostało zrobione w 1946 r. Fotografia Edmund i Franciszek Kaczmarek.

Stan zatrudnienia jeńców wojennych w 1941 w noworudzkich kopalniach.

             Jedna ze stron z zeznań Roberta Molle z nieudanej ucieczki                                                             z obozu roboczego w Słupcu.

Lista obozów robotniczych, do których przetransportowano angielskich                    jeńców wojennych ze Obozu Przejściowego ( Stalag VIII B)                         w Łambinowicach. Numerem E198 oznaczono obóz w Słupcu.

          Plan sytuacyjny obozu roboczego w Słupcu pod koniec wojny.

UWAGA

Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment domu, którego już nie ma?  Zdjęcie ogródka przydomowego, gdzie rosło drzewo, które zostało  wycięte dawno temu? A może dziadka w kapeluszu, babcię na ławce albo dzieci biegające przy pomniku? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już  bezcenny okruch historii.  

Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na  stryszkach czy szafach  dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.

Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.

 

Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.