Zakłady tekstylne „Wilhelm Jordan G.m.b.H”

 

       Historia zakładów tekstylnych „Wilhelm Jordan G.m.b.H” w Drogosławiu, przedstawiona w moim artykule jest oparta głównie na informacjach spisanych przez dr. Ingeborg Pöttker, córki ostatniego niemieckiego właściciela zakładu Guthera Jordana, która spisała je w 2002 roku. Materiał został wzbogacony przez źródła archiwalne IPN i Archiwum Państwowego we Wrocławiu.

       Warty ogromne miliony, budowany w Nowej Rudzie przez wieki, przemysł włókienniczy popadł w totalne bankructwo podczas II wojny światowej. Bezmyślnie eksploatowany, niedoinwestowany, nie unowocześniony prawie zakończył swe istnienie. Jak  to się stało, że włókiennictwo niegdyś podstawą funkcjonowania miasta zniknęło podczas wojny?

 

Zdjęcie ukazujące zakłady tekstylne "Wilhelm Jordan" z początku XX wieku.

 

             W 1943 roku ruszyła aliancka ofensywa przeciwko III Rzeszy. Z powietrza atakowano różne cele militarne, w tym fabryki zbrojeniowe. W odpowiedzi na te ataki powietrzne duże fabryki zbrojeniowe, na rozkaz Hitlera, zostały przeniesione na tereny, które nie były objęte bezpośrednimi nalotami. Zaliczano wówczas do tych rejonów Dolny Śląsk. To tutaj, aby wykorzystać najlepiej czas, w pierwszej kolejności wykorzystywano olbrzymie hale produkcyjne, które znajdowały się blisko dróg i linii kolejowych. Przejmowane zakłady były w całości lub w części wykorzystywane przez przemysł zbrojeniowy. W Drogosławiu (kiedyś osobne miasteczko, dziś dzielnica Nowej Rudy) wielkopowierzchniowe hale produkcyjne posiadały zakłady tekstylne „Wilhelm Jordan G.m.b.H”, który był ulokowany przy obecnej ulicy Świdnickiej.

Gunther Louis Rudolf Jordan - ostatni właściciel zakładów tekstylnych "Wilhelm Jordan G.m.B.H.",

który był prawnukiem pierwszego założyciela firmy. Zdjęcie pochodzi z książki "Heimet Schlesien - Kunzendorf bei Neurode"

 

         Zakłady tekstylne w Drogosławiu został założony przez Wilhelma Jordan w 1 maja 1857 roku. Wykupił on małą w tym mieście fabrykę aby w niej założyć mechaniczną tkalnię. Zakupił w Anglii w tym celu krosna mechaniczne, które powoli zastępowały ręczne tkactwo. Do 1866 r. fabryka była napędzana siłą wody, która następnie ustąpiła miejsca silnikom parowym. W 1873 r. Wilhelm Jordan wycofał się z życia biznesowego i przekazał firmę synowi Rudolfwowi. Ten jednak po kilku latach zarządzania zrezygnował     i przekazał zakład w ręce najstarszego syna Reinholdowi. Rozpoczęła się wówczas reorganizacja całego zakładu. W krótkim czasie dokonano znacznej rozbudowy i ulepszeń technicznych, dzięki czemu stał się wiodącym zakładem na tym terenie. Dobudowano do tkalni I wykończalni dodatkowo cewiarnię, farbiarnię, bielarnię i przewlekarnię. Zakład składał się z dwóch działów obejmujących 5 tkalni. W jej skład wchodziły również magiel, warsztaty, magazyny i małe przedszkole zakładowe. W 1939 roku powierzchnia robocza zakładu wynosiła prawie 7 300 metrów kwadratowych, a jeszcze 1857 roku nie przekraczała 400 m2.             W latach 30-tych XX wieku tkalnia liczyła łącznie 360 krosien, z których trzeba wyodrębnić 18 różnych typów. W zakładzie mieściła się mechaniczna maszyna do księgowania z automatycznym kalkulatorem, biura były wyposażone w maszyny do pisania Silenta. Mieściła się tu zakładowa kasa chorych, gabinet lekarski, w którym przeprowadzano badania profilaktyczne, stołówka i kuchnia zakładowa. Podczas przerw wszyscy pracownicy mieli dostęp do leżaków w ogrodzie, boiska sportowego, pryszniców i łaźni. Kobiety pracujące w zakładzie mogły oddać swoje pociechy do przedszkola zakładowego. Cały kompleks obsługiwany był               przez turbinę liczącą 350 KM zasilaną z elektrowni w Ścinawce Średniej.

Zdjęcie z Lat 70-tych przedstawiające budynek, w którym przed 1945 rokiem mieścił się zakłady tekstylne "Wilhelm Jordan". W trakcie II wojny światowej zakład zajęła firma C. Loremz A.G. Firma ta produkowała dla wojska zestawy łączności. Zdjęcie pochodzi z Archiwum Państwowego we Wrocławiu.

 

                     Produkowano w niej tkaniny materacowe i pościelowe, ręczniki, obrusy, kantoniery i wiele innych wyrobów. Głównym klientem była firma Schlaraffia – Werke Huser & Co. w Krefeld. Firma posiadała 12 agentów ulokowanych wśród krajów w Europie, byli to między innymi: Miller w Hamburgu czy August Swoboda w Wiedniu.

Zdjęcie ukazujące wnętrze zakładów tekstylnych "Wilhelm Jordan G.m.B.H." Zdjęcie pochodzi z książki "Heimet Schlesien - Kunzendorf bei Neurode"

 

       Wybuch II światowej światowej obniżyło wielkość produkcji wyrobów tekstylnych produkowanych w zakładzie “Wilhelm Jordan G.m.b.H”, co oczywiście wpłynęło negatywnie na zyski . Stało się to na pewno wynikiem zajęcia w 1943 roku znacznej części zakładu przez firmę C. Loremz A.G. Firma ta produkowała dla wojska zestawy łączności. Firma ta usadziła się na pierwszym piętrze budynku i produkowała w niej elementy do aparatów podsłuchowych oraz elementy wyposażenia samolotów i niemieckich okrętów podwodnych U - Bootów. W tym celu zdemontowano z hal tkalni oraz pomieszczeń produkcyjnych maszyny produkcyjne. Zakłady “Wilhelm Jordan G.m.b.H” chcąc się ratować przed upadkiem podjęła działania w celu częściowego zmniejszenia strat           i wykonywała dodatkowe usługi na zlecenie różnych instytucji państwowych. Na początku 1944 roku rozważano już nawet sprzedaż fabryki, ale nigdy do tego nie doszło, postanowiono jednak zredukować liczbę załogi. W 1941 roku pracowało w niej 436 pracowników, a już w 1944 już tylko 266. Tygodniowo pracowano 52 godziny.

Zdjęcie ukazujące pracowników zakładów tekstylnych "Wilhelm Jordan G.m.B.H" w Drogosławiu tuż po otwarciu w 1857 roku. Zdjęcie zostało zrobione przed willą właściciela.

Wilhelm Jordan możemy znaleźć w pierwszym rzędzie z rodziną. Zdjęcie pochodzi z książki "Heimet Schlesien - Kunzendorf bei Neurode"

 

    Według relacji zatrudnionych w zakładzie polskich pracowników przymusowych demontaż maszyn należących do C. Lorenz A. G. nastąpił już pod koniec stycznia, zaś prace były wykonywane do dnia poprzedzające wyzwolenie. W dniu wkroczenia wojsk radzieckich, załoga niemiecka łącznie z kierownictwem nie podjęła pracę. Po kilku dniach wezwano załogę składającą się z polskich pracowników przymusowych oraz pracowników niemieckich do podjęcia pracy i wznowiono produkcję poszczególnych działów.   21 października 1945 roku zakład został przekazany władzom polskim przez władze radzieckie.

Willa Wilhelma Jordan miesząca się na ul. Świdnickiej 18. Zdjęcie pochodzi z Dolnośląskiej Biblioteki Cyfrowej

 

            W tym czasie zaczęły się masowe aresztowania osób cywilnych pochodzenia niemieckiego za przewinienia polityczne. Wśród aresztowanych znalazła się Helena Gisela Jordan (urodzona 8.6.1897 roku w Berlinie zmarła 8.6.1970 w Dortmundzie), żona ostatniego właściciela Gunthera Jordana. Oto krótka biografia tej kobiety spisana przez córkę dr. Ingeborg Pöttker: “Moja matka była elegancką, piękną i otwartą kobietą, która dobrze uzupełniała swojego męża, za którego wyszła w 1918 roku. Przez cały okres wojny, od 1939 roku do 1945 r. moja matka sama mieszkała w naszym domu w Drogosławiu. W czerwcu 1945 roku została aresztowana jako rzekomo przywódca partyzantów działających na Śląsku. Była torturowana i przetrzymywana  przez 2 lata            w więzieniu w Kłodzku. Racje żywnościowe były tam skromne ( kawałek chleba rano, zupa w południe i wieczorem suchy chleb).             Co piątek wysyłana była do niej paczka trzykilogramowa, w której umieszczano: chleb, bułki, masło, kiełbasę, cukier i  ciasto. Paczkę dostarczano następnego dnia więźniowi.” Jej mąż - Gunther Louis Rudolf Jordan ( 7.3.1892-10.10.1964r.) podczas II wojny światowej jako oficer dostał się do rosyjskiej niewoli walcząc pod Danzigiem. Tam w 1947 roku został skazany na 25 lata ciężkich robót za rzekomo szpiegostwo. W 1955 roku wrócił do domu jako jeden z ostatnich niemieckich jeńców wojennych…”

 

„Bo każdy dzień jest częścią historii !”

Krzysztof Kręgielewski

P.S.

Artykuł został przedrukowany z mojej strony

na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."

Uwaga

Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment domu, którego już nie ma?  Zdjęcie ogródka przydomowego, gdzie rosło drzewo, które zostało  wycięte dawno temu? A może dziadka w kapeluszu, babcię na ławce albo dzieci biegające przy pomniku? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już  bezcenny okruch historii.  

Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na  stryszkach czy szafach  dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.

Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.

 

Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.