Zapomniana katastrofa kolejowa

 

    Styczeń 1945 roku był dla III Rzeszy bardzo trudnym miesiącem. Trwająca w najlepsze Ofensywa Zimowa Armii Czerwonej pukała do drzwi Dolnego Śląska, uzmysławiając nawet najbardziej zagorzałym sympatykom nacjonalizmu, że wojna już jest przegrana. Na tereny Dolnego Śląska zaczyna przybywać uchodźcy z terenów zajętych przez nieprzyjaciela jak i ranni żołnierze.

  W tej rzeczywistości wczesnym rankiem 27 stycznia 1945 roku ze stacji Kłodzko Główne wyruszył wojskowy pociąg towarowy do Podgórza (dzielnica Wałbrzycha). Całość składu liczyła 30 wagonów (120 osi). Pociąg bez żadnych przeszkód mijał po kolej stacje według rozkładu. Mijając stację Świerki Dolne pociąg wjechał do tunelu i tutaj stała się rzecz nieprawdopodobna. Odczepiło się od składu prawdopodobnie ostatnie 15 wagonów.

Widok na stację Świerki Dolne.

 

  Pomiędzy Świerkami Dolnymi a Ludwikowicami Kłodzkimi występuje znaczne nachylenie w granicach 9 promili spadu, co skutkowało iż wagony zaczęły się toczyć się coraz szybciej bezwładnie w stronę stacji Ludwikowic Kłodzkich. Skład ten przewoził wszelkie materiały potrzebne oddziałom Wermachtu na froncie: amunicję, zbiorniki z tlenem, mundury, buty, koce itp. Dodatkowo w oderwanym składzie w dwóch ostatnich wagonach znajdował się personel szpitalny z polowego szpitala wojskowego LW - Lazaretts 8/XVII z Landerwiese oraz nieznana liczba uciekinierów z podbitych wcześniej ziem przez Armię Radziecką - były to same kobiety z dziećmi.

  Jedynym ze sposobem na zatrzymanie odczepionego składu mogło być doczepiane ciężkiej lokomotywy. Mogła by ona wyhamować wagony, ale taka maszyna mogłaby przyjechać tylko z Kłodzka. Niestety w tym samym czasie na stacji w Nowej Rudzie stał pociąg osobowy.

  Pracownicy stacji w Ludwikowicach Kłodzkich doskonale zdawali sobie sprawę z tego co się dzieje. Na działanie pozostało kilka sekund. Aby uchronić pociąg osobowy, który niedługo miał ruszyć ze stacji w Nowej Rudzie, podjęto decyzję o wykolejeniu pociągu wojskowego. Wojskowy pociąg został skierowany na bocznicę, która usytuowana była wzdłuż torów od Nowej Rudy do Ludwikowic Kłodzkich. W wyniku uderzenia pociągu w barierę ochroną doszło do eksplozji składu.

Most w Ludwikowicach Kłodzkich w zimowym ujęciu. To tuż za nim miała miejsce katastrowa kolejowa 27 stycznia 1945 roku.

 

     Eksplozja jaka doszła 27 stycznia 1945 roku o godzinie 6:45 wstrząsnęła mieszkańców Drogosława i Ludwikowic. Początkowo mieszkańcy zastanawiali się czy do wybuchu nie doszło w fabryce amunicji w Molke, gdyż eksplozji towarzyszył potężny huk. Później spostrzegli łany dymu, które dochodziły tuż przed Zdrojowiskiem i domyślili się, że chodzi tu o innego typu katastrofę.

Zdjęcie przedstawia bocznicę przy kopalni Wenzeslaus w zimowym ujęciu. Zdjęcie w zbiorach Muzeum w Bystrzycy Kłodzkiej.

 

    Szybko na miejsce zdarzenia przyjechała straż pożarna z Drogosława. Przyjechała od strony Zdrojowiska. Na miejscu zdarzenia strażacy zdali sobie dopiero sprawę jaka katastrofa miała tu miejsce. Płonące wagony kolejowe leżały jeden za drugim, ciemny dym unosił się nad miejscem zdarzenia. Szybko zorientowali się, że w katastrofie zginęli też ludzie. Ciała były całkowicie spalone, tak że nie można je zidentyfikować. Tylko nieliczne ciała mężczyzn, kobiet i dzieci można było wyciągnąć z palącego się jeszcze pociągu. Po chwili na miejscu zdarzenia przybyli też strażacy z Ludwikowic, którzy musieli w głębokim śniegu wdrapać się na zbocze.

Plan sytuacyjny stacji Ludwikowice Kłodzkie z 1925 roku.

 

    Wkrótce okazało się, że na zboczu nie ma skąd czerpać wodę do gaszenia, więc strażacy musieli gasić ogień śniegiem. Metoda ta okazała się mało skuteczna. Głównie starano się uratować wełniane koce i ciepłą odzież W pierwszych godzinach akcji ratunkowej co chwilę było słychać wystrzały amunicji z przedziałów jej przewożące, na szczęście nikt nie został ranny.

    Następnego ranka wszystkie wagony były już całkowicie spalone. Tylko stalowe szkielety spalonych wagonów wpatrywały się później ze śniegu w mroźne zimowe niebo.Katastrofę przeżyło 8 osób tym trzy osoby były to pielęgniarki. Przeżyło tylko dlatego, że zostały wypchane z wagonów w momencie uderzenia lub zdążyły wyskoczyć jeszcze stosunkowo wolno poruszającego się składu tuż przy tunelu. Samej katastrofy nikt nie przeżył. Przewieziono ich do tymczasowego szpitala wojskowego w Zdrojowisku. Tego dnia zginęło 46 osób, chodź niektóre źródła podają aż 60 osób. Wśród zabitych było 2 lekarzy, 3 sanitariuszy, 11 pielęgniarek,7 sióstr Niemieckiego Czerwonego Krzyża, opiekunów i inne osoby z obsługi szpitala. Niestety nie jest znana liczba uciekinierów, którzy zostali w Kłodzku wpuszczeni do składu pociągu.

  Na stronie 360-tej w parafialnej księdze Drogosława możemy znaleźć wpis informujący nas o pochówku ofiar na tamtejszym cmentarzu. 30 stycznia 1945 roku o godzinie 4 po południu odbyła się uroczystość pogrzebowa. Przebiegała ona bez honorów wojskowych ale bardzo uroczyście. Przemówienie wygłosił ksiądz Schnidier, po nim przemawiali lekarz sztabowy dr Graul i O.L. Riedel. Podczas pochówku śpiewał chór kościelny pod kierownictwem Kiefela. Ofiary katastrofy zostały pochowane we wspólnej mogile w Drogosławiu. W dniu 4 lutego 1945 roku została odprawiona msza w intencji ofiar.

   Bez wątpienia była to jedna z najstraszniejszych katastrof kolejowych na Dolnym Śląsku i bez wątpienia najmniej zbadana. Na katastrofę nałożono embargo informacyjne przez propagandę nazistowską i tylko w lokalnej gazecie - Neuroder Nachrichten znalazłem informację jaka została opublikowana o katastrofie.

 

Bo każdy dzień jest częścią Historii !”

Krzysztof Kręgielewski

 

P.S.

Artykuł został przedrukowany z mojej strony

na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."

Uwaga

Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment domu, którego już nie ma?  Zdjęcie ogródka przydomowego, gdzie rosło drzewo, które zostało  wycięte dawno temu? A może dziadka w kapeluszu, babcię na ławce albo dzieci biegające przy pomniku? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już  bezcenny okruch historii.  

Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na  stryszkach czy szafach  dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.

Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.

 

Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.