Huta szkła
Przez pół wieku, od 1861 do 1911 roku, w Słupcu działała huta szkła. Nazywała się „ Graflich Pilatische Johanneshutte Leegal u. Comp”. Jej budynki stały tuż obok budynków kopalni Johann Baptista i zdawały się tworzyć z nimi jeden kompleks. Jej wyroby kupowano w Berlinie czy na Górnym Śląsku. Dziś mało kto o niej pamięta.

Zdjęcie ukazujące kopalnie Johann - Baptita. Po lewej stronie widać szlifiernię huty.
W 1860 trzej bracia Pilati – Dstar, Mar i Karl, będącymi właścicielami kopalni Johann – Baptista, wykorzystując nadwyżki z jej dochodu, rozpoczynają budowę huty szkła w Słupcu. Huczne jej otwarcie nastąpiło w dopiero cztery lata później (1864 roku). Składała się z budynku gdzie znajdował się piec oraz z dwóch szlifierni szkła. Huta posiadała piec do topienia szkła składający się z 14 portów. Przy każdym porcie stały dwa piece chłodzące oraz automat karuzelowy. Piec ten był początkowo opalany drewnem, dopiero 1882 roku wybudowany nowy piec koksujący wraz z kominem. Komin ten został rozebrany w 1937 roku. Sam budynek huty od czasu zamknięcia zakładu był wykorzystywany do różnych celów. Budynek głównej szlifierni szkła był stopniowo powiększany i rozbudowywany. Był zbudowany z dwóch pięter. Na pierwszym piętrze znajdowała się duża hala robocza, w której znajdowało się 48 stanowisk dla szlifierzy szkła i specjalistów do grawerowania. Maszyny robocze chodziły dzięki przekładni napędzanej silnikiem parowym. Naprzeciwko tego budynku stała mniejsza szlifiernia a 8 stanowisk, gdzie maszyny były napędzane ręcznie.

Zdjęcie ukazujące kopalnie Johann - Baptita po zlikwidowaniu zakłądu. Na pierwszym planie widać budynek po dawnej szlifierni.
Foto "Schlegel. Ein dorf in der Grafschaft Glatz" w zbiorach autora.
Huta od początku istnienia była spółką jawną i od początku była dzierżawiona. Pierwszymi dzierżawcami byli Moschner i Schneider. Następnie hutę dzierżawili: Gelsdor, inspektor słupieckiej kopalni Loeglem. Strangfeld i Hennemann oraz Karl Becker i Franz Rother.
W hucie pracowało około 240 mężczyzn, w tym: czeladnicy, szlifierzy, specjaliści do grawerowania, inspektorów szkła, ładowacze, palacze, maszyniści. Szklarz w hucie musiał przejść przez kilka etapów nauki, które były jednocześnie etapami pracy: najpierw stawał się przewoźnikiem, potem pracownikiem od form następnie pomocnikiem i wreszcie mistrzem.

Zdjęcie ukazujące kopalnie Johann - Baptita
Foto "Schlegel. Ein dorf in der Grafschaft Glatz" w zbiorach autora.
Pierwszych szklarzy ściągnięto z zachodnich Niemiec i Austrii. Mieli oni na zadanie szkolić miejscowych robotników w sztuce szklenia i szlifowania szkła. Wśród nich, zwłaszcza wśród mistrzów, było wielu protestantów. To dla nich wybudowano w 1865 roku szkołę protestancką, a 1903 roku kaplicę. Wybudowano dla nich również w sąsiedztwie huty dom mieszkalny. Mieszkania posiadały salon i małą kuchnię.
Proces produkcji szkła w hucie wyglądał następująco: wypłukany piasek kwarcowy, sodę kalcynowaną, potas, fluoryt i węglan wapnia wsypywano do żelaznych młynów w ilościach uzależnionych od ilości produkowanego szkła. Surowiec drobno tłuczono w żelaznych moździerzach i dokładnie mieszano w korytach. W godzinach popołudniowych mieszanina ta trafiała do portów pieca do topienia, który w ciągu nocy rozwijał temperaturę od 1200 do 1800 C. Otwory robocze w górnej ścianie przed każdym portem zostały zamykane płytkami z łupka ogniotrwałego i można było rozpocząć proces topienia. W ciągu nocy mieszanina stawała się rzadka. Rano dodawano arszenik aby oczyścić mieszaninę. Następnie zmniejszano temperaturę do 700°, aby masa stała się lepka.
O godzinie 6 rano rozpoczynała się prawdziwa praca szklarza: każdy szklarz wyjmował z otworu roboczego płytkę z łupku ogniotrwałego i ostrożnie zanurzał w lepkiej masie swoją żelazną dmuchawkę o długości półtora metra. Gdy cofnął rurę, do rury przywarła rozgrzana bryła masy szklanej. Gdy dmuchał w rurę, bryła tworzyła wydrążony korpus lub kolbę, której nadawał pożądany surowy kształt, czasem po kilku zanurzeniach, przez umiejętne dalsze dmuchanie i zręczne obracanie. Następnie produkt był schładzany i uszlachetniony. Do wyrobów kolorowych dodawano barwniki, np. chryzolit do szkła mlecznego.

Fragment pocztówki ukazujący hutę szkła w Słupcu.
Praca była opłacana według ustalonych stawek. Za butelkę patentową o pojemności 1 litra płacono 12 fenigów, za butelkę kwadratową o pojemności 1 litra płacono 4 fenigów, a za butelkę na piwo 1,5 feniga. Produkowano dziennie około 350 butelek na piwo. Tygodniowo majstrowie zarabiali 30-40 marek, pomocnik otrzymywał 10-15 marek, a tragarz tylko 5-6 marek.
Początkowo w hucie wytwarzano butelki na lekarstwa, cylindry, pojemniki na naftę. Później zaczęto produkować lampy łukowe (do 80 cm średnicy) oraz najrozmaitsze typy butelek i form artystycznych. Fabryka miała patent na "klosze paryskie". Było to "szkło nakładkowe", czyli szkło bezbarwne przezroczyste wymieszane ze szkłem mlecznym lub ze szkłem kolorowym, a także szkło bezbarwne powlekane lub nakładane na szkło kolorowe. W takim migającym szkle w szlifierni można było wycinać lub grawerować gwiazdy, kuliste dyski, napisy i inne rysunki, tak że szkło kolorowe lub mleczne pozostawało tylko jako tło.
Proces pracy w szlifierni rozpoczynał się od tego, że pojedyncze elementy pochodzące z huty były sklejane i szlifowane wstępnie. Wykańczano proste przedmioty użytkowe. Egzemplarze, które potrzebowały dokładniejszej obróbki poddawane były dalszemu procesowi szlifowania. W słupeckiej szlifierni praktykowano głównie szlifowanie płaskie, rzadko głębokie. Wymagało to wielu narzędzi, które szlifierz musiał sam nabyć. Taki sprzęt kosztował do 400 marek. Na pozostałe koszty eksploatacji szlifierz musiał płacić 2% swoich zarobków. Jednak przy dobrej umiejętnościach i pewnej dozie gospodarności szlifierze z łatwością zarabiali dość pokaźne sumy pieniężne. Praca w szlifierni miała swoje wady. Szklany pył, który powstawał podczas szlifowania, unosił się w warsztacie. Warsztat był nieodpowiednio przewietrzany co mogło spowodować osadzanie się pyłu na płucach pracowników.

Zdjęcia przedstawia moment zburzenia komina, który to należał do huty szkła. Zdjęcie zostało zrobione w 1938 roku.
Foto "Schlegel. Ein dorf in der Grafschaft Glatz" w zbiorach autora.
Wszystkie gotowe egzemplarze były kontrolowane i sortowane przez inspektora szkła, następnie pakowane przez pakowaczy i wysyłane do magazynu. Przez lata szkło ze Słupca wożono na Górny Śląsk wozami. Później przewóz przejęła stacja kolejowa w Ścinawce Średniej. Głównymi odbiorcami były wtedy miasta Berlin i Kolonia. Huta miała tam swoich przedstawicieli. Lampy lukowe huta sprzedawała kopalniom i statkom. W tym celu nawiązały kontakt z Anglią i Ameryką, by od tamtejszych zakładów kupować półprodukty metalowe, takie jak oprawy.
Od początku fabryka cierpiała na niedostateczną niezawodność produkcji. Tylko dzięki utrzymaniu niskich kosztów produkcji możliwe było utrzymanie niskich cen i wystarczającej sprzedaży mogła się początkowo utrzymać. Na początku XX wieku konkurencja ze strony większych zakładów była tak znacząca, że wielokrotnie zagrażała przetrwaniu fabryki. W 1910 roku organ nadzoru handlowego nałożył bardzo kosztowne wymagania dotyczące bezpieczeństwa produkcji, że działalność nie była już opłacalna. Minister v. Delbrück sam przyjechał do Słupca, ale nie był w stanie zapobiec zamknięciu fabryki szkła. Słupiecka huta zamknęła swoje podwoje w październiku 1911 roku. Część pracowników przejęła kopalnia, część przejęła huta w Kliczkowie koło Bolesławca, a część zakłady w Białej Wodzie na Łużycach. Ziemia i budynki fabryki przeszły na własność kopalni, podobno za 5.400 marek.
„ Bo każdy dzień jest częścią historii”
Krzysztof Kręgielewski
P.S. Artykuł został przedrukowany z mojej strony
na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."
UWAGA
Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment domu, którego już nie ma? Zdjęcie ogródka przydomowego, gdzie rosło drzewo, które zostało wycięte dawno temu? A może dziadka w kapeluszu, babcię na ławce albo dzieci biegające przy pomniku? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już bezcenny okruch historii.
Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na stryszkach czy szafach dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.
Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.
Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.