„Słupiecki przysmak”

515 kilometrów od Słupca znajduje się przepiękna miejscowość Świnoujście. Jest to najdalej wysunięte na północny zachód w kraju uzdrowisko.                 To właśnie tam, odnaleziono niezwykły przedmiot, który jest związany            z historią Słupca. Odnaleziono go w pobliżu Fortu Geharda parę lat temu. Pan Grzegorz, który odnalazł butelkę, gdyż o niej tu mowa,                    niedawno skontaktował się ze mną. Podczas tej rozmowy zrodził się pomysł  o przekazaniu mi tej butelki. Panu Grzegorzowi zależało, aby to nie była zapowiedź ofertowa tylko przekazanie lokalnemu pasjonacie.                    Znalazca zupełnie przez przypadek natrafił na moją stronę szukając informacji o Słupcu.Parę dni później” te cacko” trzymałem w swoich rękach.   Z otwartymi ustami oglądałem te cudeńko. Ta szklana piękność ma 18 cm wysokości, 7 cm średnicy przy podstawie oraz 9 cm średnicy w jej centralnej części i wykonane jest z białego szkła. Ma przyklejoną etykietę, która pomimo upływu lat i tak dobrze się prezentowała. Na etykiecie widniej napis likieru „Echte Kroatzbeere” oraz nazwisko właściciela gorzelni Moritza Thienelt. Butelka ma co najmniej 92 lata sądząc po dacie umieszczonej na tej właśnie etykiecie.

Ten wspaniały trunek produkowano do końca II wojny światowej w Schlegel (niemiecka nazwa Słupiec) i produkowany był w ścisłej tajnej receptury      przez gorzelnika Moritza Thieneltiego. Gorzelnik urodził się 25 września 1877 roku w Słupcu. Po ukończeniu szkoły uczył się zawodu gorzelnika najpierw    w gorzelni w Kłodzku, później w Jaworze i Wrocławiu, a na samym końcu       w winiarni i gorzelni Macholl w Monachium. Któregoś dnia otrzymał             od swojego brata Maxa Thienelt, który prowadził browar po ojcu w Słupcu, propozycję prowadzenia baru browarniczego. Moritz przystał na propozycje brata i w październiku 1907 roku wraz z żoną i dwojgiem dzieci przeniósł się  z Monachium. Po powrocie do rodzinnego miasta kierował barem                   a w wolnym czasie wychodził na łono pięknej przyrody. Jako gorzelnik interesował się nie tylko ziołami ale przede wszystkim leśnymi owocami, których w okolicy było sporo. Szczególnie upodobał sobie leśne jeżyny,           z których zaczął wytwarzać trunek.

Na tyłach browaru urządził sobie małą gorzelnię, gdzie przygotowywał        dla swoich gości swój specjał. Likier początkowo serwował hrabiankom pobliskich miejscowości, które specjalnie przyjeżdżały do karczmy              „Zur Echten Kroatzbeere ” by zakosztować ów trunek. Sam Moritz Thienet  nie spodziewał się, że zaledwie po kilku latach ów produkcja przerodziła się  w znakomity biznes. Renoma „słupieckiej nalewki z jeżyn”, nie mając żadnej konkurencji w okolicy, wyszła poza granice powiatu kłodzkiego, podbijając Śląsk i jako śląski specjał uplasował się bardzo szybko na liście najlepiej sprzedających się w likierów w Niemczech, a warto tutaj dodać że nie był      to produkt tani. W Słupcu, miasteczku z niewielkim przemysłem działającym głównie na rynku lokalnym, ale atrakcyjnie krajobrazowo, gorzelnia Moriytza Thienelta stała się zakładem, centrum przemysłowym, który zatrudniał dziesiątki pracowników. Obroty przekraczały miliony, samego tylko likieru „Echte Kroatzbeere” średnio produkowano 500 000 butelek rocznie.

 

Stopniowo ten słupiecki produkt podbijał cały rynek niemiecki.                  Kiedy otworzyły się rynki reńsko- westfalskie i południowoniemieckie            na ten znakomity likier gorzelnia nie nadarzała z jego produkcją.             Zakład wraz    z rozwojem potrzebował większych i nowszych maszyn,            a stara gorzelnia nie pozwalał na ich wstawienie z powodu małej przestrzeni, wówczas zrodził się pomysł na wybudowanie nowego zakładu. W 1937 roku zakład przeniesiono do nowego budynku przy KonsumStrasse 201 (dziś ulica Spacerowa 15a). Gorzelnia powstała na prywatnym terenie,                        którą wybudowano na dziedzińcu budynku.Likier podbijał coraz to nowszy rynek zbytu nie tylko w Europie ale i w Kanadzie oraz USA,                                 a jego popularność powodowała produkcję licznych imitacji co doprowadziło do licznych procesów sądowych.

 

W 1939 roku po śmierci Moritza Thienelta gorzelnię przejmuję jego syn Moritz junior. Zakład wówczas przejął nazwę” Feinschnapsfabrik Zur Echten Kroatzbeere Moritz Thienelt KG”. Młody Mortiz szybko musiał się nauczyć trudów gorzelnictwa. Kiedy wybucha II wojna światowa większość robotników zostało powołanych do wojska. Produkcja likieru nie została jednak wstrzymana, likier produkowano na potrzeby Wermachtu aż do końca wojny. We wtorek 15 maja 1945 o godzinie 3 w nocy żołnierze wojska radzieckiego zaprószyli ogień w fabryce, gorzelnie nie udało się uratować,      a w listopadzie 1946 roku rodzina Thieneltów została wypędzona ze Słupca.

„ Bo każdy dzień jest częścią historii”

Krzysztof Kręgielewski

 

P.S. Artykuł został przedrukowany z mojej strony

na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."

Butelka likieru "Echte Kroatzbeere” odnaleziona w pobliżu Fortu Geharda w Świnoujściu.

                             Zdjęcie ukazujące Mortiza Thienelt seniora.

Fabryka likierów rodziny Thieneltów na ulicy Radkowskiej 46.

Jedna z reklam likieru w czasopiśmie " Guten Obend".

Nowy budynek fabryki likierów Thieneltów                                                       na dzisiejszej ulicy Spacerowej 15a.

Dom mieszkalny rodziny Thieneltów,                        który wybudowany został w 1920 r.

UWAGA

Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment domu, którego już nie ma?  Zdjęcie ogródka przydomowego, gdzie rosło drzewo, które zostało  wycięte dawno temu? A może dziadka w kapeluszu, babcię na ławce albo dzieci biegające przy pomniku? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już  bezcenny okruch historii.  

Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na  stryszkach czy szafach  dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.

Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.

 

Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.