Zgromadzenie Sióstr de Notre Dame i Gabriela von Magnis

 

      Do Eckersdorf ( dziś Bożków) przybyły Siostry zakonne de Norte Dame. Przybyły na prośbę Gabrieli von Magnis pod koniec stycznia 1945 roku, gdy na froncie wschodnim w tym czasie trwał kocioł. Miały Siostry zakonne pomóc w gotowaniu                              i rozprowadzaniu posiłków dla uciekających niemieckich cywilów z terenów gdzie toczyła się wojną. Ci co nie mogli iść już dalej       na zachód w głąb Rzeszy zostali w Eckersdorf. Przeważnie byli to osoby starsze, gównie nauczyciele ( ok.30 osób). Zostały dla nich przygotowane pomieszczenia w szkole, przedszkolu i w budynkach gospodarczych znajdujących się tuż obok spichlerza.

Początkowo do Bożkowa przybyło osiem Sióstr ale po dwóch tygodniach dojechało jeszcze cztery. Zostały zakwaterowane w jednym pomieszczeniu na drugim pietrze w pałacu. Pochodziły one z Wrocławia, Bytomia czy też Świebodzic. Siostrą przełożoną była S. M. Chruszcz Hildegundis.

Zdjęcie przedstawia pałac w Bożkowie. Czy na pierwszym planie widać Nianie z dziećmi?

 

      Oprócz Sióstr do Eckersdorf przybył ksiądz biskup Henryk Grządziel, który wspomagał ówczesnego księdza Gebaucz                    w odprawianiu mszy porannych. Biskup odprawiał również wieczorami dla Sióstr i hrabiny Bienki von Magnis kazania w kaplicy pałacowej. Tematy kazań głównie dotyczyły i wiązały się z przeżyciami podczas wojny.

      Ksiądz biskup Henryk Grządziel jak i Siostry został w Bożkowie po wojnie. Ksiądz znał bardzo dobrze J. Polski. Podczas wojny był zaangażowany w tłumaczenie listów pasterskich kardynała Bertrama na język polski. Był kilkakrotnie niepokojony przez Gestapo. Jego opis możemy znaleźć w małej książęce „ Dwa tysiące z hakiem” autorstwa J. Szczypki: „... Ewangelia po polsku i po niemiecku; jest bowiem zawsze na mszy gromada czarnych matron niemieckich i „Hubalczyk” poci się dla nich nad rozszyfrowaniem gotyckich tekstów. Kiedy jest Ofiarowanie, z zakrystii wynurza się Niemiec – dziadek z jakby woskową twarzą, ponury i nastroszony. Odziany  w długą ciemną narzutę, packa butkami po posadzce. Niesie spory drążek, zaopatrzony w mieszek i dzwonek…” Pan A. Grodzicki wspomina jego kazania. Kazania na mszy były głoszone po Łacinie i były zawsze przemyślane.

Ksiądz biskup Henryk Grządziel.

 

          W Bożkowie w styczniu przebywały również trzy Siostry Służebniczki, które służyły tu od 1893 roku. Siostry te jeszcze w grudniu 1944 zajmowały się pielęgnacją chorych, prowadziły przedszkole w Bożkowie ( budynek nr. 102 pierwsze piętro) oraz prowadziły dom dziecka w Ścinawce Dolnej. Część sióstr opuściło Eckersdorf na początku roku 1945. Siostry te zajmowały mały budynek ( nr 104) w pobliżu pałacu.

Zdjęcie przedstawia Gabriele von Magnis.

 

                  Diametralnie wszystko się zmieniło po wkroczeniu Armii Czerwonej 9 maja 1945 do Eckersdorf. Opisała to bardzo dobrze w swoich wspomnieniach hrabina Bienka von Magnis (ów wspomnienia otrzymałem od Pawła, który znakomicie prowadzi stronę „Strefa Hausdorf”): „… W pierwszej kolejności musieliśmy opuścić zamek i zamieszkaliśmy z Siostrami ( w domku ogrodnika). Mieszkaliśmy tam z moją najmłodszą córką Anną i nasza 80-letnią nianią. Opiekunka była już bardzo chora. Natomiast moja córka Gabriela zamieszkała w budynku administracyjnym. Gabriela po przyjeździe do Eckersdorf namówiła moją synową, aby pojechała do swoich dzieci, które od jakiegoś czasu przebywały u dziadków Löwensteinów w Haid w Czechach, a później miały się przeprowadzić do Eichstatt w Bawarii. Moja córka Gabriele przejęła administrację, o ile można było jeszcze tak o niej mówić.           23 lutego 1946 roku po południu córka powiedziała mi przez telefon, że prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy zostaniemy wypędzeni. Chciałem się do tego przygotować. Ledwie zakończyliśmy przygotowania, gdy trzech Polaków energicznie zapukało do drzwi wejściowych i zażądało wpuszczenia do środka. Powiedzieli nam, że za 25 minut musimy opuścić dom i udać się do gospody Schößlera (gospoda naprzeciwko pałacu). Najważniejsze dokumenty włożyłem do skórzanej teczki. Jeden z Polaków poprosił                    o torbę, a ja musiałem wyjąć z niej rzeczy, posegregować te najważniejsze, a resztę zostawić. Następnie udaliśmy się do karczmy w towarzystwie trzech Polaków. Niestety nie mogliśmy zabrać ze sobą naszej starej niani. Udało nam się jednak przekazać ją dwóm pielęgniarkom środowiskowym, które pozostały w Eckersdorfie. Musieliśmy spędzić całą noc w bardzo zimnej, nieogrzewanej sali gospody wraz z około tysiącem innych mieszkańców Eckersdorfu, w tym z proboszczem Eckersdorfu i dwiema pielęgniarkami środowiskowymi. Sala została zamknięta i nikomu nie wolno było z niej wychodzić, nawet do toalety. Około godz. 9.00 rozległ się hejnał na wymarsz. Z pomocą polskiego administratora, który był przyzwoitym człowiekiem (p. Kazimierz Grodzick ) , udało mi się dostać do wozu drabiniastego wraz z kilkoma innymi starymi i chorymi ludźmi. Nie pozwolono mi jednak zabrać ze sobą bagażu,  ale pozostawiono go moim córkom, które zaopatrzyły się w mały wózek ręczny i musiały pokonać trudną, trzygodzinną drogę          do Kłodzka w śniegu i zimnie. W Kłodzku Polak zażądał od mojej córki Gabrieli zimowych butów, które miała ubrane. Musiała              je zdjąć, ale na szczęście miała ze sobą parę lżejszych butów, które mogła na siebie włożyć. Następnie po 40 osób zamykano               w bydlęcych wagonach...”

      Według relacji Siostry Brygida Wojaczek w lutym 1946 zostały w Narożnie ( wcześniejsza nazwa miejscowości) tylko dwie siostry mówiące po polsku: Siostra Brygida i Siostra Sylwia , które zachęcone przez księdza Muchę, zorganizowały przedszkole dla dzieci polskich. Za wdzięczność zapraszano ich na posiłki, przynoszono im nabiał, chleb. Pozostałe siostry w lutym 1946 roku opuściły miejscowość. Jednak w lipcu 1946 siostry musiały opuścić Narożno. Pewnego słonecznego dnia przy pałacu zjawiła się Siostra Amelia Śnieżek i oznajmiła siostrom że obie muszą wyruszyć do Dusznik Zdrój. Zaskoczone Siostry musiały się pakować                       i następnego dnia wyjechały samochodem ciężarowym.

Hrabina Bianka von Magnis.

 

              Zastanawiałem się od dłuższego czasu dlaczego Gabriela von Magnis tak angażowała się społecznie. Odpowiedz znalazłem w wspomnieniach Josepha Freifrau von Loë , która była siostrzenicą hrabiny: „… nigdy nie uznałaby(Gabriela) swojego zachowania za opór, ponieważ opór rozumiała jako działanie polityczne i interwencję w politykę. To, co zrobiła z głębi serca i z narażeniem życia, było ludzkim działaniem. Rozmawiałam z nią kilkakrotnie na ten temat. Mówiła że raz przywiozła dziecko niearyjskie pochodzenia żydowskiego do Wiednia. Powiedziała mi też, że kiedyś udało jej się przemycić z Auschwitz dziecko – niemowlę i ukryła je                   w sierocińcu . Jednocześnie powiedziała mi, że nikomu o tym wszystkim, o swoich przeżyciach i działaniach, nie mówiła.                    Za nic w świecie nie powiedziałaby o tym rodzicom, ale kilkakrotnie "wciskała" im te dzieci do pałacu.

„...Kiedy Gabriela była w majątku Eckersdorf pomagała wielu uchodźców, tzn. cywilów uciekających przed bombardowaniem.  Zamek był przepełniony obcymi, którzy zostawali lub odchodzili z Eckersdorf ( około 300 ludzi). Nie do końca dało się to opanować. W tym czasie udawało Jej się ukryć i zakwaterować młodych ludzi w wieku od dziesięciu do szesnastu lat na jakiś czas, dopóki na początku 1945 roku nie przetransportowano ich gdzieś indziej.

Później pod koniec lat 60-tych, przez przypadek poznałam młodego człowieka - Ludwiga Auerbacha. Zapytał mnie, jak się nazywam  i czy jestem spokrewniona z hrabiną Gabriele Magnis. O to samo pytali mnie osoby, które spotkałem później w Monachium, gdzie mieszkałem od dłuższego czasu. Pewnego wieczoru zadzwonił dzwonek do drzwi. Ktoś zapytał mnie, czy jestem spokrewniona z Gabriele hrabiną Magnis. Przyszedł jakiś mężczyzna i powiedział mi, że został przez nią uratowany. Chciałam jeszcze dodać: działała z głębokiej wiary chrześcijańskiej. Jej drogę życiową można tłumaczyć tragedią w rodzinie. Moi dziadkowie mieli dziesięcioro dzieci,  z których pięcioro zmarło w wieku od 10 do 26 lat. Moja ciotka była drugim najstarszym dzieckiem i była świadkiem tego wszystkiego. Próbowała uciec od dramatu rodziny, czuła, że nie jest w stanie dłużej tego znieść. Wyrwała się z tego życia w bardzo młodym wieku. Z tego co wiem, złożyła religijne ślubowanie, że w swoim życiu poświęci się pomaganiu innym…” „… Ryzykowała również życiem, próbując dać trochę żywności ludziom co wykonywali pracę przymusową( w Eckersdorf), co było karane więzieniem w obozie koncentracyjnym od końca 1941 roku, hrabina posunęła się dalej , ukrywała osoby zagrożone prześladowaniami.” Było to bardzo niebezpieczne zważywszy na to, że w bożkowskim pałacu stacjonowali, od początku 1945 roku, oficerowie Wermachtu.

Nekrolog Josepha Freifrau von Loe z domu vn Magnis.

 

            Co dalej stało się z dziećmi, które Gabriela von Magnis ukryła w pałacu i w sierocińcu? Odpowiedz znaleźć można w książce Dariusza Giemzy podtytułem „Tajemniczy sierociniec Duszniki – Zdrój 1945 -1949”: „… W lutym 1945 r. Do Dusznik przybyły dwie polskie siostry: M. Amalia Śnieżek i M. Klara Kotubka. Otrzymały one od Edyty Wittig dwa domy: Parkhotel i Higyea, jako darowiznę dla Zgromadzenia. W lipcu 1945 r. Założyły dom zakonny z kaplicą pw. Najświętszego Serce Pana Jezusa i otworzyły dom małego dziecka, w którym było ok. 60 dziewcząt i chłopców… Niestety w roku 1949 nadszedł tragiczny dzień dla dusznickich sióstr. Zostały wraz z dziećmi zmuszone do opuszczenia swego domu. Część z nich wyjechała wcześniej do Ścinawki Dolnej, a w roku 1949 do Krzydiny Małej...

Dzieci z Siostrami zakonu de Norte Dame trafiły do Dusznik Zdrój w lutym 1945 roku.

[ zdjęcie ze strony publicznej ] 

 

Bo każdy dzień jest częścią historii !

Krzysztof Kręgielewski

P.S. Artykuł został przedrukowany z mojej strony

na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."

 

Uwaga

Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment domu, którego już nie ma?  Zdjęcie ogródka przydomowego, gdzie rosło drzewo, które zostało  wycięte dawno temu? A może dziadka w kapeluszu, babcię na ławce albo dzieci biegające przy pomniku? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już  bezcenny okruch historii.  

Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na  stryszkach czy szafach  dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.

Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.

 

Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.