W wirze walk politycznych 1946 roku.
Podczas wielkich przemian społecznych i przesiedleń towarzyszących zakończeniu wojny, nałożyły się jeszcze spory polityczne w Polsce. Spory te towarzyszyły przejmowaniu władzy przez obóz komunistyczny uzależniony od Związku Radzieckiego. Często dochodziło do brutalnych metod przesłuchania z przeciwnikami politycznymi. Prości zwykli ludzie spontanicznie zaczęli odrzucać ten system. Większość przybyłych do Bożkowa nowych mieszkańców na własnej skórze odczuło nowy system komunistyczny.
Jednym z ugrupowań, które symbolizowało opór przeciwko władzy komunistycznej, było Stronnictwo Ludowe. Ugrupowaniem tym kierował Stanisław Mikołajczyk. Zalążki ruchu ludowego ma Ziemi Kłodzkiej przywieźli ze sobą ludzie z Kielecczyzny. To oni zaszczepili osadnikom zaczątki ludowego ruchu demokratycznego. Koło w Bożkowie powstało w listopadzie 1945 roku i organizowali je: Józef Majeran – prezes koła, Jan Wacławik – wiceprezes, Jan Steciak, Szczepan Koterba, Franciszek Cieniawski. Koło te liczyło wówczas 100 -120 członków i raz tyle zwolenników. Część tych członków w pałacu tworzy „Samopomoc Chłopską”. W styczniu 1946 roku w powiecie kłodzkim było około 2500 członków tego klubu. W tym roku działacze ufundowali swojej partii sztandar z wizerunkiem Matki Boskiej, orła w koronie, czterolistną koniczynę oraz z napisem „Żywią y Bronią”. Ów sztandar obrósł w ciekawą legendę, którą później opiszemy.
Bożkowska grupa była pełni werwy i animuszu, furmankami wyjechali na manifestacje 3 maja do Kłodzka. Wśród nich byli jeszcze osadniczy wojskowi ( głównie z AK) jadący konno. Poczet manifestacji rozpoczynali harcerze, część z nich również pochodziła z Bożkowa. MO i UB przy wsparciu bojówek PPR ze Słupca i Nowej Rudy brutalnie je rozpędziły. Nie wpłynęło to na zapał tych ludzi, tego samego dnia pojechali do Bystrzycy Kłodzkiej by tam pokazać swój przeciw przeciwko obozu komunistycznemu.
Dwa dni później, 5 maja, około 3000 członków tej partii wszystkich gmin w Kotlinie Kłodzkiej i jej zwolenników wzięło udział w patriotycznej manifestacji dla odparcia czeskich zakusów tych ziem. Podczas tej manifestacje władze ,zaskoczone taką dużą liczebnością ludowców, siłami UB, MO i bojówek PPR rozpędzili ludowców, biorących w udział manifestacji. Z pomocą PSL przyszli żołnierze z najbliższej jednostki. Ponoć były strzały.
W czerwcu, kiedy to zbliżało się referendum „3 razy tak” ludowcy przeprowadzili aukcję ulotkową wzywając do głosowania „ 2 razy nie” . 4 dni przed saym referendum, które miało się odbyć 30 czerwca w powiecie kłodzkim aresztowano 14 działaczy, w tym 8 z Bożkowa. MO i UB przez tydzień przetrzymywało sich w Górach Stołowych i wypuszczono dopiero po głosowaniu. Jednym z aresztowanym był Jan Wacławik.

Panorama Bożkowa z widoczna wieżą widokową, lata 30-te XX w. ( MF z BK)
Pan Jan Wacławik pochodził z Mszalny Dolnej i przyjechał na te ziemie w czerwcu 1945 roku. Osiadł w Małym Bożkowie w byłej karczmie niemieckiej. W oczach aparatu UB pierwszy sołtys Bożkowa jawił się jako osadnik niewygodny ponieważ oprócz aktywnej działalności w PSL to również był podoficerem Wojska Polskiego i partyzantem działającym na terenie Podkarpacia. W 1946 roku był aresztowany jeszcze dwukrotnie: 22 lipca i świętem Rewolucji Październikowej.

Wyobrażenie Wieży Ekharda z hrabianką Luizą.
Te ostatnie aresztowanie dokonano ze względu na zbliżające się wybory do sejmu, w styczniu 1947 roku. Pana Jana aresztowano gdy wracał z zebrania z cukrowni w Kłodzku na drodze między Gorzuchowem a Bożkowem. Został złapany przez trzech ormowców (notabene mieszkańców Bożkowa). Zaprowadzony został do posterunku w Bożkowie, a w nocy został wywieziony do komendantury UB w Kłodzku. Pierwsze dwa dni siedział sam bez jedzenia, potem przesłuchiwano go ale tylko nocą. Taki koszmar trwał dwanaście dni, podczas których mówiono jaki to Stalin jest przyjazny a S. Mikołajczyk przepija w Londynie skarb państwa. Proponowano również innych metod jak przejście do stronnictwa ludowego z nową organizacją chłopską współpracującą z UB. Na wszystkie propozycję się nie zgadzał. Odprowadzono go do celi. Kiedy myślał że go już rozstrzelają wypuszczono go, każąc napisać oświadczenie że nie wspomnie nikomu co tu zaszło. Miał 24 godziny na opuszczenie powiatu kłodzkiego. Po powrocie do domu dowiedział się że również jego rodzina była nękana rewizjami. Rewidenci chcieli ukryć broń w domu Wacłowików i ich oskarżyć o nielegalne trzymanie broni. Wyjechał przymusowo do Mszalny Dolnej i wrócił dopiero po wyborach 19 stycznia 1947. Część pozostałych ludowców przyprowadzano siłą na wybory, by głosować na „Tak” trzy razy.

Ruina" była dość popularna wśród turystów pod koniec XIX w.
A co ze sztandarem i legendami o nim, które mocno były sprzężone z następującymi po sobie wydarzeniami? Oto jedna z wersji tej legendy. Kiedy bożkowscy ludowcy ofiarowali sztandar, trzeba było go poświęcić, ale w Kłodzku jak i w samym Bożkowie było to nie możliwe. Więc wyjechano cichaczem do Międzygórza do sanktuarium Marii Śnieżnej. Tam ksiądz miał dokonać akt poświęcenia. Nie przewidzieli ludowcy jednak że w swoim zapleczu mają ubecką wtyczkę. Milicja przygotowała zasadzkę w okolicy sanktuarium, w którą mieli wpaść ludowcy. Ci zaś mieli więcej szczęścia niż nieszczęścia. Najpierw zgubili się w lesie, a później zobaczyli zamaskowane samochody. Szybko ta duża grupa osób rozdzieliła się i po dwóch w różnych kierunkach udali się do Kłodzka. Potem jakaś osoba owinęła się sztandarem, ubrała ubranie a później schował pod prześcieradłem u siebie w domu. (na podstawie Gazety Prowincjonalnej nr 541 z 12-18.07.2002)

Turyści na Wieży mogli liczyć na lokalne piwo lub szklankę lemoniady, lata 90-te XIX w.
Ale prawdziwą historię o sztandarze usłyszałem od syna Jana Wacławika- od pana Macieja Wacławika. Opowieść usłyszaną wcześniej nie pokrywa się z naszym sztandarem, tak twierdzi Pan Maciej. Nasz sztandar według został ufundowany i uroczyście poświęcony w naszym kościele. Jednak działania późniejsze obozu komunistycznego przyczyniły się do ukrycia jego. Ludowcy schowali szybko sztandar. Bezpieka kazała wydać sztandar ale nikt nie wiedział gdzie został ukryty prócz Jana Wacławika, który ukrył go w bańce po mleku i przysypano w stodole. Bezpieka przez lata 50 i 60 nie wpadła na miejsce przechowywania. Później, gdy nastały „lepsze czasy” sztandar ukryto na terenie pałacu, gdzie mieściła się wtedy szkoła rolnicza. Dyrektor placówki miał się tłumaczyć w razie czego, że to zabytek muzealny. Trzymano go więc w Izbie Pamięci. Ale już później „jakaś wtyczka” obozu komunistycznego doniosła, że na fladze jest orzeł w koronie i ówczesny dyrektor – pan Markiewicz miał spore problemy. Kiedy przyszły „spokojniejsze czasy” w latach 80-tych został oczyszczany i przywieziony do Barda by tam go odrestaurować. Ponownie został poświęcony w Kłodzku.
Kiedy rozmowa dobiegała końca pan Maciej Wacławik zapytał mnie czy chcę zobaczyć sztandar i zaraz przyniósł zwinięty sztandar. Zaraz po tym osadził go na drzewcu, na którym było około 40 „gwoździ” z nazwiskami fundatorów. Zapytałem jeszcze pana Wacławika czy ojciec jego nie żałował tego wszystkiego. Na to On powiedział mi - „kiedyś pytałem o to ojca i ten mi odpowiedział, że o wolną Polskę trzeba zawsze walczyć ale czy warto bawić się w politykę, tego nie jest do końca teraz pewien…. Dużo rodzina na to traci”.
Dziękuję panom Zbigniewowi i Maciejowi Wacławikowi za pomoc przy napisaniu postu.
„Bo każdy dzień jest częścią historii”
Krzysztof Kręgielewski
P.S.
Artykuł został przedrukowany z mojej strony
na Facebooku - "Eckersdorf - Ciekawostki historyczne Bożkowa i okolic."
Uwaga
Macie w domu stare zdjęcia, na których w tle widać kawałek Bożkowa lub jego okolic? Może fragment Cukrowni, którego już nie ma? Zdjęcie maszyn, które zostały wycięte dawno temu? A może dziadka pracującego w cukrowni, babcię na tle budynków albo dzieci biegające w pobliżu? Dla Was to może zwykła, niepotrzebna już fotografia, a dla mnie to już bezcenny okruch historii.
Jeśli przechowujecie podobne zdjęcia albo inne przedmioty, gdzieś chowane na stryszkach czy szafach dajcie znać. Zbieram okruchy tej naszej przeszłości jak rozsypane puzzle, z których próbuję ułożyć obraz Bożkowa i jego okolic sprzed lat.
Świat bardzo szybko opróżnia się z opowieści jak i ludzi. Odchodzą one po cichu, bez śladu. Razem z nimi znika to, czego nie zdążyliśmy zapytać, zanotować, usłyszeć. Dlatego każde zdjęcie, każdy szczegół i każda rozmowa mają dziś ogromne znaczenie.
Jeśli w Waszych szufladach leżą fragmenty starego Bożkowa lub jego okolic dajcie znać. Przyjadę żeby zachować to co jeszcze nie zniknęło. A przy okazji możecie w ten sposób mnie poznać, pogadać, podzielić się historią, posłuchać i powspominać.